Papierową wiklina zainteresowałam się w zeszłym roku. Coś
tam popróbowałam, ale nie bardzo mi wychodziło. Dużo czytałam na ten temat,
przyglądałam się różnorodnej twórczości, przede wszystkim wyszukując w
Internecie blogowiska rękodzielników. I znalazłam dwa, które w przystępny i
obrazowy sposób pozwoliły mi zgłębić tajniki wikliniarstwa – kręcenia J
rurek, wyplatania, lakierowania, barwienia, usztywniania. Najfajniejsze są ci
twórcy, którzy wykorzystują naturalne środki. I tak zgłębiłam tajniki
farbowania kawą, sokiem, lakierowania zawiesiną z mąki.
Nie było łatwo. Wredne rurki rozkręcały się, klej kleił mi
palce a nie papier.
Pierwsza choinka bardzo przypomina leśne karłowate drzewko,
które samotnie stoi w zagajniku. Ale to nic, przybiorę ją i będzie świąteczna
ozdoba. Koszyczki sprzed roku nieźle wyglądają na toaletce.
Przy okazji odkryłam, że najlepiej kręci mi się z papieru z
książki telefonicznej i katalogu vacansoleil. Nigdy nie wybrałam z niego żadnej
wycieczki, ale za to wyplotłam pierwszy duży kosz J
Korzystałam z:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz