wtorek, 28 stycznia 2014

Rozpędzony styczeń

Nowy rok i zawrotna szybkość. Pędzą dni jak oszalałe. A przy okazji nowe wyzwania. Frywolitka. Zaopatrzona w czółenko zasiadłam do komputera, otworzyłam strony z podpowiedziami i ... Zastopowało mnie. Nitki się plączą, czółenko jakoś tak koślawio leży w ręce. Wydawało się, że to takie łatwe. Nitka od góry, nitka od dołu i jest pętelka, słupek, kwiatek. Otóż nie. Zaciąga się nie ta nitka, która powinna. A może kordonek nie taki. Odrzuciłam na później.


Kończę wyroby dla dziewczyn z Podlasia. Otulacz z kapturem jest już gotowy. Ciepły niezmiernie, miły i zachwycający.

Otulacz dla młodszej robi się, ale jakoś wolno. A to czasu nie ma, bo syn sobie przypomniał późnym wieczorem, że zadanie z polaka do odrobienia i pomoc mamy niezbędna, a to obiad na dzień następny trzeba ugotować, bo wszyscy będą mieli czas tylko na odgrzewki. Ale skończyłam. Ładne kolorki i dużo ciepła.


A to noc nieprzespana z niewiadomego powodu i ledwie druty wzięłam wieczorem w ręce, od razu zachciało mi się spać. A to jeszcze babciowo dziadkowe odwiedziny, w sobotę cały dzień poza miastem.
Ruch, coś się dzieje, to dobrze. Zasypiam ze zmęczenia, nie z nudów.
Obudzona i zaopatrzona w laleczkę dziewiarską zrobiłam zamotkę.



A w poniedziałek spakowałam paczkę na Podlasie.


I ze spokojem zabrałam się za radosną twórczość drobiazgową. Zaczęłam od kurek i serduszek.


Coś jednak czuję, że odłożę wielkanocno walentynkowe dzierganie na później. Wyprałam mężowi ulubiony sweterek i teraz dopomina się o nowy. Wełnę zgromadziłam, pomysł mam, więc chyba wezmę się do roboty, nim skończy się zima.

środa, 8 stycznia 2014

A zeszły rok...

... obfitował w wiele zdarzeń, zwłaszcza tych robótkowych. Efekty inspiracji, jakie mnie dopadły postanowiłam opublikować na blogu. O efektach zmaian życiowych opowiedziałam Agnieszce Kopaczyńskiej-Moskaluk w Kobiecej Stronie Świata. Posłuchać można tu: http://www.radioplus.pl/program-czytaj/1104/77060/kobieca_strona_swiata_07_01_2014_r
Nowy rok zaczął się frywolitką, szydełkową. Trudna, nitki się plączą, ale podstawy opanowałam. Czas zaopatrzyć się w czółenko lub igłę do frywolitek.


Zainteresowałam się upcyklingiem. Powstały bransoletki z apaszek.
 Ulka nauczyła mnie robić marcinka.
 Namiętnie prułam swetry i robiłam z nich torby.
 Mitenki ogrzały parę osób.
 Czapeczka na zimę, nie zimę.
 Opanowałam jesienne liście i róże powstały.
 Rurki przestały się rozwijać, więc obdarowałam papierową wikliną.
 Bąbki okazały się proste w wykonaniu. W tym roku będzie ich więcej.
 Na gwiazdki i śnieżynki nie mogę patrzeć. Chyba ze 100 wydziergałam.
 Kompleciki powstały. Chyba obdarowanych nie zachwyciły, ale mnie tak. 
 Ciepły kaptur z otulaczem też mam, ale zimy brak. I dobrze.
 Mąż pożyczył mi linę, więc ją spożytkowałam. Mam koszyk na robótki.
 W koszyku z papierowej wikliny leżą nitki przeróżne.